Dawno, dawno temu, za wieloma górami, za wieloma lasami znajdowała się niewielka wieś zwana „Orunią”. Jednak nie była to zwykła miejscowość. Pierwszą i najbardziej denerwującą dla mieszkańców anomalią był straszliwie nieprzyjemny mikroklimat. Choćby w całym kraju panował bezlitosny ukrop, to na Oruni zawsze będzie okropnie  wiało i padało. Lecz nie to będzie tematem naszej opowieści. Historia, którą opowiem ma wielu bohaterów, którzy właśnie zaczynali swój pierwszy dzień w nowej szkole…

Zaraz po zakończeniu uroczystości rozpoczynającej nowy rok szkolny nasi mali bohaterowie rozpoczęli podróż na ostatnie piętro, do najmniejszej i najstraszniejszej komnaty w całym budynku.  Gdy dotarli do ogromnych, stalowych drzwi, na których wyryty był napis „229”, poczuli, że Ziemia się zatrzęsła. Po chwili – powtórzyło się. Z biegiem czasu, podłoga pod ich nogami trzęsła się coraz mocniej, a odgłosy temu towarzyszące były coraz głośniejsze. Słońce schowało się za chmurami, a w korytarzu zrobiło się ponuro. W naszych bohaterach wzbierał niepokój, zapewne za sprawą pogłosek, które słyszeli. Lecz kilku śmiałków zdobyło się na odwagę, wychyliło zza rogu i wtedy go ujrzeli…

Bujne, długie, brązowe włosy sięgały do połowy jego umięśnionych ramion. Miał dobrze zarysowaną, kwadratową szczękę i delikatny zarost dodający mu męskości. Odziany był w modną koszulę w kratę i podkreślające umięśnione nogi spodnie, na plecach dzierżył pomarańczowy worek, w którym trzymał narzędzia tortur, a na drobnym nosie spoczywały kwadratowe okulary, które zapewne służyły mu do lepszego przyjrzenia się swoim ofiarom. U jego boku kroczył ogromny golem, który wyglądał niemal identycznie jak on, a jego imię brzmiało „Paweł”. Nasi bohaterowie onieśmieleni i jednocześnie zaskoczeni widokiem, stali jak wryci, a on wraz ze swoim golemem zgrabnym krokiem  przeszli, spoglądając na młodych z góry.  Gdy doszli do drzwi,  golem niespodziewanie zniknął, a on tupnął  trzy razy, po czym drzwi otworzyły się z niesamowitym impetem. Z wnętrza komnaty biło czerwone światło i straszliwy odór, a nasi bohaterowie właśnie zrozumieli, że były to bramy piekieł… Z diabelskim uśmieszkiem i płomieniem w oczach przedstawił im się imieniem Radosław i skinieniem głowy dał im znak, by weszli do środka.

Godzinę później wyszli stamtąd jako inni ludzie. Pomimo wielu pytań nigdy nikomu nie powiedzieli, co tam zaszło ani co zobaczyli. Jedyne co im zostało, to dotrwać końca. Nie wiedzieli jednak, że to jeszcze nie koniec…

Następnego dnia przybyli do szkoły z przekonaniem, że teraz już może być tylko lepiej. Udali się pod ogromny głaz, będący wejściem do jaskini o złowieszczym numerze „31”. Gdy tylko gong obwieszczający koniec przerwy ucichł, cały korytarz wypełnił się gęstym, białym dymem, a w ich uszy uderzył przerażający, kobiecy śmiech. Po chwili, gdy echo ucichło, a dym opadł przed nimi pojawił się ogromny płomień, z którego wyłoniła się niewielka postać. Na głowie nosiła duży, szpiczasty kapelusz. Twarz miała okrągłą, a na pasującym do czarownicy nosie spoczywały kwadratowe okulary. Nosiła  na sobie długą ciemno niebieską szatę i drobną biżuterię. Płomień za nią zniknął. Wiedźma wypowiedziała staropolsko brzmiące zaklęcie, po czym kamień stojący przed wejściem do jaskini eksplodował i zamienił się w proch. Czarownica znów się roześmiała i dumnym krokiem weszła do jaskini. Nasi mali bohaterowie z przerażeniem wypisanym na twarzach podążyli za nią… Po raz kolejny wiele osób  pytało ich, co wydarzyło się w środku, lecz nigdy nikomu się nie przyznali.

Z pewnością wielu czytelnikom nie spodoba się fakt, że to już koniec tej porywającej opowieści. Jednak wcale nie oznacza to końca dalszych wydarzeń, bo historia naszych bohaterów miała się dopiero zacząć…

 

Ola Mała (2015)